Rozdział pierwszy

/ Rozdział zawiera wulgaryzmy /


Manuela

— Ten kelner to jakiś idiota. — Malwina zacisnęła z oburzenia zęby tak, że gdy mówiła ledwo potrafiłam rozróżnić pojedyncze słowa. 
— Przecież przeprosił. — Przypomniałam, wychodząc z kawiarni. Podniosłam dłoń do oczu, aby osłonić się przed słońcem. 
— Zniszczył ci bluzkę. 
— No i co z tego? Nic takiego się nie stało. — Machnęłam ręką bagatelizując całą sytuację. 
— Mógł cię poparzyć.
Wywróciłam oczami. 
— Kawa nie była aż tak gorąca.
— Co ty go tak bronisz? Wpadł ci w oko czy co?
— Przypominam, że nie minął jeszcze tydzień od mojego rozstania z Kubą.
— No właśnie. Powinnaś dać mu do zrozumienia, jak wartościową dziewczynę stracił. 
— Klin klinem? To nie w moim stylu.
— Użalanie się nad sobą to bardzo w twoim stylu.
Przyjrzałam się jej ze zdziwieniem. Nie wiedziałam, czy mówiła na poważnie czy jedynie sobie ze mnie żartowała. Zacięty wyraz jej twarzy skłaniał mnie bardziej ku tej pierwszej opcji. Nie podobało mi się, że rozmowa znów schodzi na temat Jakuba, chociaż sama o nim wspomniałam. W ostatnim dniach już wystarczająco poświęciliśmy mu uwagi. Podczas, gdy ja chciałam o nim jak najszybciej zapomnieć, moja najlepsza przyjaciółka nieustannie o nim mówiła. Naprawdę, czasem żałowałam, że w ogóle o nim jej powiedziałam, ale jeśli dzieliło się mieszkanie z kimś tak ciekawskim jak Malwina, trudno zachowywać pewne sprawy tylko dla siebie. Postanowiłam, że zachowam spokój, chociaż czasem jej paplanina doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
— Co cię ugryzło?
— Po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego tak bardzo lubisz komplikować sobie życie — wypaliła.
Zmarszczyłam brwi. 
— Nie wiem, o co ci chodzi.
— O ten twój głupi pomysł z rzuceniem studiów. 
— To nie twoja sprawa. — Oburzyłam się i pierwotny zamysł, aby się nie denerwować, szlag trafił. 
— Mieszkam z tobą, jesteś moją przyjaciółką, więc to też dotyczy mnie. Może nie bezpośrednio, bo to nie ja spieprzam sobie życie, ale jednak. 
— Skąd ta troska?
Malwina przystanęła. Ja również. Czułam, że wwierca we mnie spojrzenie swoich niebieskich tęczówek. Zamiast spojrzeć przyjaciółce w oczy, przyglądałam się mijającym nas ludziom. Nie wiedziałam, dlaczego unikałam jej wzroku. Może bałam się tego, co zaraz usłyszę? Może tak naprawdę miałam dosyć słuchania, jak bardzo jestem żałosna? Może nie chciałam, aby Malwina tak mnie postrzegała? Chociaż byłam dorosła, czasem czułam się jak dziecko, które musi być ciągle prowadzone za rączkę, aby nie popełniło błędu. A może ja właśnie tego chciałam? Jak każdy człowiek popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski na przyszłość? Nie bać się tego, co pomyślą sobie o mnie inni, tylko zacząć żyć po swojemu? Miałam dwadzieścia jeden lat, a odnosiłam wrażenie, że cofnęłam się o dziesięć lat i zaraz zostanę skarcona i ukarana. Już nie chciałam się tak czuć. 
Malwina otworzyła usta, aby udzielić mi umoralniającej, pouczającej gadki, ale uniosłam dłoń w geście, by zamilkła. Westchnęłam. Powoli męczyło mnie to zachowywanie się w sposób, jaki inni ode mnie oczekiwali. Bo nie było w tym mnie. Stałam się marionetką sterowaną przez innych. Dziwne, że dopiero teraz to dostrzegłam. 
— Nie chcę tego słuchać. Mam dość. 
— Dość czego? Prawdy?  Założyła ręce na piersi, taksując mnie wzrokiem. 
Zacisnęłam dłoń na pasku torebki. Szykowała się poważna kłótnia, a ja wcale nie chciałam poróżnić się z przyjaciółką.
— Jestem zmęczona graniem. — Zaczęłam ostrożnie, ważąc słowa. — Rodzice oczekują ode mnie, że będę niemalże chodzącym ideałem. Dobrą córką, najlepszą na uczelni, nigdy się im niesprzeciwiającą. Ty z kolei chcesz, abym na każdym kroku promieniała entuzjazmem, energią, a przecież mogę od czasu do czasu popaść w melancholię. Boli mnie to, że wszyscy ignorują moje uczucia.
— Nie jest tak, jak mówisz.
— Odnoszę inne wrażenie. I nie chcę tłumaczyć się z każdego kroku, myśli, odczucia, nie chcę, aby moje życie było takie, jak do tej pory. Pod dyktando osób, które podobno mnie kochają. Chcę żyć po swojemu, rozumiesz?
Malwina zagryzła wargę. Po sekundach, które ciągnęły się dla mnie w nieskończoność, odezwała się cicho:
— Naprawdę tak to widzisz? Jest tak źle?
Kiwnęłam smutno głową.
— Podobno jesteś moją przyjaciółką, a nawet nie wiesz, co się ze mną dzieje. 
Malwina nic nie odpowiedziała na moje zarzuty. Patrzyła tylko wielkimi ze zdziwienia oczami i teraz to mi zrobiło się jej żal.
— Idę na spacer. Chcę być sama — odparłam. Wyminęłam ją, nie oglądając się za siebie. Gdybym jednak to zrobiła, zobaczyłabym, jak wypatruje mnie w tłumie ze zdezorientowaną, niepewną miną. Tak niepodobną do tego, jak postrzegałam jej osobę na co dzień. 


Irek


— To się więcej nie powtórzy. — Obiecywałem po raz któryś tego dnia. Tak naprawdę to wcale nie byłem pewny, że podobna wpadka do tej nie będzie mieć miejsca. Takie sytuacje jak ta z kawą były u mnie na porządku dziennym. Ciągle coś leciało mi z rąk czy — tak jak w tym przypadku — potykałem się o rozwiązane sznurowadła. Jakub, z którym dzieliłem pokój w akademiku, mówił mi, że powinienem zaopatrzyć się w buty zapinane na rzepy, bo dzięki temu uniknąłbym wielu krępujących wpadek. Poniekąd miał rację. 
Zawstydzony spuściłem głowę. Pani Halinka miała dużo cierpliwości i spore pokłady dobroci oraz zrozumienia. Nie zwolniła mnie. Powiedziała tylko, żebym mocniej wiązał sznurowadła. A ja przyrzekłem, że tak właśnie będzie. Bo musiałem zachować tę pracę. 
Co powiedziałaby moja matka, gdyby mnie teraz zobaczyła?
Stale zadaję sobie te pytanie. I chyba nie byłaby zadowolona. 
Irek — fajtłapa rzucił studia. Dlaczego? 
— Informatyka nie jest kierunkiem dla mnie — powiedziałem jej po zaliczeniu pierwszego roku.
— Czy ty właśnie mi powiedziałeś, że rezygnujesz ze studiów?
Te pytanie, niedowierzanie w głosie matki i prawdopodobnie też rozczarowanie sprawiły, że nie chciałem więcej dostarczać jej powodów do wstydu za mnie. A tak stałoby się na pewno, gdybym stracił trzecią robotę w tym roku. I to przez rozwiązane sznurówki. Łajza.
Po godzinie dziewiętnastej, kiedy pani Halina zamknęła kawiarnię, wracałem do domu pieszo. Z miejsca pracy miałem do przejścia niecały kilometr. Wystarczająco dużo czasu na drobne przemyślenia.
Rzucenie informatyki to była jedyna dobra decyzja podjęta w moim życiu. Przynajmniej tak wtedy myślałem. Jakby na to nie patrzeć, nie nadawałem się do tego. Wybierając taki a nie inny kierunek nie kierowałem się hobby, pasją, a raczej narzuconym mi przez matkę zdaniem jakoby informatycy zawsze będą potrzebni, a w związku z tym jakaś praca zawsze dla nich będzie. 
Dlaczego więc się jej posłuchałem? Chyba usilnie starałem się uwierzyć, że jej pragnienia to również moje pragnienia. I przez to wyszło jak wyszło. Bo nie posłuchałem siebie. Pozwoliłem, aby ktoś zadecydował za mnie. Bo tak było łatwiej. Bo byłem cholernie głupi i naiwny. A teraz nie było inaczej. 
W domu matka czekała z odgrzanym obiadem i jedynym pytaniem, jakie zadawała mi nieustannie od tygodnia: Jak było w pracy? 
Streściłem jej cały dzień pomijając wpadkę z kawą. Nie musiała wiedzieć, że jej syn to łamaga, więc dlaczego czułem się jakbym ją okłamywał?
Po tym, jak ojciec nas zostawił, a miałem wtedy dwanaście lat, obiecałem sobie, że nigdy nie wywinę matce takiego numeru. Że zawsze będę wobec niej fair. Że nigdy jej nie zawiodę.  Każde kłamstwo czy zatajenie prawdy to prawie tak, jakbym złamał tę obietnicę. 
— Jestem zmęczony — powiedziałem i pozostawiłem prawie pełny talerz zupy pomidorowej, specjalności matki. Dzisiaj nie miałem apetytu. Dzisiaj czułem się tak, jak tamtego dnia, gdy ojciec nie wrócił z pracy, a kilka dni później przyjechał po swoje rzeczy i powiedział mi prawdę. Zakochał się w kimś innym. I ten ktoś właśnie spodziewał się dziecka. Pamiętam, że przepłakałem całą noc po rozmowie z ojcem, opłakiwałem stratę kogoś, kto był dla mnie wszystkim. Dzisiaj, chociaż nie uroniłem ani jednej łzy, opłakuję. I chociaż kompletnie tego nie rozumiem, to jednak czuję się źle z tym, że rzuciłem studia i zawiodłem matkę i siebie. Bo zawodząc matkę, w pewnym sensie nie różniłem się niczym od ojca. Przyczyna była inna, lecz skutek ten sam. Oboje ją zraniliśmy, bo mieliśmy dosyć narzucania nam tego, jak powinniśmy żyć. Po prostu chcieliśmy poczuć, że to my sterujemy swoim losem. Chcieliśmy być jeszcze szczęśliwi. Przestać udawać szczęśliwych. I tylko po części nam się to udało. 


Manuela

Wróciłam do mieszkania grubo po północy odwiedzając po drodze kilka barów, w efekcie czego byłam lekko wstawiona. Nie, stop. Pijana. To słowo bardziej oddawało istotę sytuacji. W momencie, gdy przekraczałam próg mieszkania, było mi obojętne, co pomyśli sobie o mnie moja współlokatorka. Zdejmując buty na obcasie, od których bolały mnie stopy, chwiejnie ruszyłam w stronę maleńkiej kuchni. Jej ściany, kiedyś miodowe, teraz wyblakłe i nijakie, zdały się wirować mi przed oczami. Przytrzymując się stołu usiadłam na krześle stojącym najbliżej mnie. Kiepsko się czułam. Alkohol wyraźnie mi nie służył. Kiedy borykałam się z suwakiem torebki, z której chciałam wyjąć jakąś rzecz, zapominając już jaką, w progu kuchni, opierając się o framugę z założonymi na piersiach dłońmi, stała Malwina. 
— Dzwoniła twoja matka. Martwiła się, że masz wyłączoną komórkę. Bała się, że coś ci się przytrafiło. — Usłyszałam za plecami. 
— Serio? Kochana mamusia. — Zaśmiałam się szyderczo. Nienaturalnie. — Raz w życiu nie odebrałam od niej telefonu i już podnosi alarm. Pewnie już jej wypaplałaś tę cudowną nowinę, co? Tak czy nie? — bełkocząc i nie zastanawiając się, co mówiłam, obróciłam się tak, że widziałam twarz Malwiny, tylko jakoś tak niewyraźnie. 
— Jesteś pijana. — Ni to stwierdziła ni zapytała. Wyraz jej twarzy się zmienił. Podenerwowanie ustąpiło miejsca współczuciu. Musiałam wyglądać żałośnie.
— Pijana, zalana, upita, napita czy co tam. No i co? Mam do tego cholerne prawo, a ty wreszcie przestałabyś kablować o wszystkim mojej matce.—  Wstałam z krzesła, lekko się zataczając. 
— Upiłaś się. To jakiś przejaw buntu? Zachowujesz się jak niedojrzała nastolatka, która uważa, że cały świat jest przeciwko niej.
— A tak nie jest? — Zrobiłam krok w jej stronę i wystrzeliwując w nią oskarżycielko wskazujący palec, powiedziałam: —  Macie gdzieś moje uczucia. Ważne, że robię to, co wy chcecie. Ale koniec z tym. Już nie macie nade mną kontroli. Pieprzę was! — krzyknęłam, zanosząc się histerycznym śmiechem. — O kurcze. Niedobrze… — Nie dokończyłam. W tej chwili zwymiotowałam całą zawartość żołądka i gdyby nie podtrzymujące mnie dłonie Malwiny najpewniej wpadłabym w kałużę twarzą. 
— To musiało się tak skończyć. — Usłyszałam gdzieś z boku. Palce przyjaciółki odgarniały mi włosy z twarzy. Drżącą ręką chwyciłam się jej swetra. 
— Chodź. Zaraz doprowadzimy cię do porządku — powiedziała łagodnie, prowadząc mnie w stronę łazienki. 
A ja nie oponowałam. 


9 komentarzy:

  1. Podoba mi się klimat tego opowiadania!Naprawdę mogłabym Cię godzinami chwalić za te opisy i całokształt. Wydaje mi się, że Malwina chce zgrywać dobrą przyjaciółkę, ale jej troszkę nie wychodzi. Nie wiem co jest tego powodem, może mam po prostu mylne wrażenie. Do tego już zaczynam sobie wymyślać dalsze wątki, ale to lepiej zostawię dla siebie i później się okaże, czy miałam rację. ^^ Iruś na gifie mnie oczarował, ale nie bardziej od Kuby... W opowiadaniu zupełnie mnie do niego nie ciągnie, chociaż życzę mu jak najlepiej. Tak sobie pomyślałam, skoro wszyscy rzucają studia, to może też powinnam? :D W końcu podobnie jak Irek czuję, że mój kierunek nie jest dla mnie. No ale...
    Czekam na dalszą część historii, nie mogę się doczekać!
    Życzę dużo wolnego czasu do pisania~
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie opisy u mnie leżą. Leżą i kwiczą. Widać to było przy poprzednich opowiadaniach. Mam nadzieję, że z tym tutaj będzie inaczej.
      Co do studiów to mam takie podejście, że jeśli kierunek kompletnie nie jest dla Ciebie to może lepiej pójść na coś, co bardziej interesuje. Chociaż jak ktoś jest już na ostatnim roku i teraz stwierdza, że coś nie gra, to chyba lepiej już ukończyć te studia, przemęczyć się ostatni rok i wtedy zacząć nowy kierunek.
      Dziękuję za przeczytanie.
      Pozdrawiam. ;)

      Usuń
  2. Czyżby Malwina nie miała swoich własnych problemów? :P Mówi Manueli, o co powinna się martwić: kelner, Kuba, studia, och, tyle tego... Jakoś nie potrafię dostrzec tej ich przyjaźni, Malwina mogłaby trochę wesprzeć koleżankę, a odnoszę wrażenie, że ją dołuje. Już lepiej, żeby mocno potrząsnęła Manuelą, kopnęła ją w tyłek (nie tylko metaforycznie) i przestała jojczyć. Manuela bardziej mi przypadła do gustu (przy takiej przyjaciółce :P), chociaż argumentacja, że się upiła, bo ma do tego "prawo" dla mnie strasznie słaba. Upiła się, po co się w sumie tłumaczyć? I wnioskuję, że rzuciła studia już pod koniec, skoro ma dwadzieścia jeden lat. O ile zaczęła studia od razu po maturze. W sumie równie dobrze mogła rzucić któryś z kolei kierunek :P
    O Irku chyba nic nowego nie napiszę, po pierwszym rozdziale nie zmieniłam o nim zdania. Chce zadowolić matkę, wydaje mi się, że pewnie to przekłada się na życie i wszystkich chciałby zadowolić, dlatego wieloma rzeczami się przejmuje.
    Myślałam, że dowiemy się trochę więcej, ale rozdział niestety długością nie grzeszy :) Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, krótki rozdział, ale obiecuję poprawę. :)

      Dziękuję za wpadnięcie i pozdrawiam.

      Usuń
  3. Witaj! :)
    Naprawdę zainteresowało mnie Twoje opowiadanie, dlatego komentuję! :) ^^
    Historia jest wciągająca, czyta się z zapartym tchem! Ponadto piszesz BARDZO BARDZO dobrze! :)
    Rozumiem Manuelę, każdy powinien żyć tak, jak chce! Nie może wiecznie spełniać oczekiwań innych, bo nie jest marionetką! A Malwina zamiast pomóc jej zapomnieć o Kubie, tylko pogarsza sytuację... Ogarnął by się! :D
    Irek jest podobny do Manueli, dobrze, że rzucił kierunek, który go nie interesował! Inaczej całe życie czułby się niespełniony...
    No nic, ja czekam na dwójeczkę, a Tobie życzę mnóstwa weny! :)
    Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciepłe słowa. Każdy taki komentarz daje mi niezłego kopa do pisania. Bardzo się cieszę, że się podoba. Z tym bardzo dobrym pisaniem bym nie przesadzała, pewnie jet tu masę błędów, ale dziękuję.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Witaj :).
    A więc, jak widzisz nie zajęło mi dużo czasu przybycie do Ciebie. Przyznam, że byłam po prostu bardzo ciekawa historii, jaką będziesz tu przedstawiać. Nadrobiłam sobie prolog, później przeczytałam rozdział pierwszy i oto, co mam do powiedzenia XD:
    Bardzo, ale to bardzo podoba mi się postać Irka. Sama nawet nie umiem do końca określić, co w nim takiego jest, ale polubiłam go od pierwszej chwili. Naprawdę bardzo fajnie wychodzi Ci opisywanie jego przeżyć, myśli, odczuć. Gratuluję Ci, to bardzo ciekawy bohater.
    Manuela też wydaje mi się być interesującą, młodą kobietą, która ma z Irkiem sporo wspólnego... Zresztą, mam nadzieję, że uda im się spotkać w "spokojniejszych" okolicznościach i może rzeczywiście lepiej, żeby Irek ubrał buty na rzepy, hehe XD
    Co do Malwiny... to nie mam o niej zdania. Nie wiem za bardzo, co niej sądzić. Z jednej strony może się wydać denerwująca, może trochę za bardzo wtyka nosa w nieswoje sprawy, ale mimo wszystko chętnie poznam ją bliżej i dowiem się, jaka okaże się w przyszłości.
    Historia zapowiada się naprawdę świetnie, mam nadzieję, że doprowadzisz ją do końca. Ja, oczywiście, będę Ci kibicować i czytać każdy rozdział. :)
    Życzę Ci masę weny, pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masa weny się przyda, bo ciągle przeżywam kryzys. No ale może wkrótce się ogarnę i coś napiszę. Dziękuję za wsparcie, przeczytanie i komentarz. To wiele dla mnie znaczy, naprawdę.
      Pozdrawiam. ;)

      Usuń
    2. Nie ma za co. :)
      Czekam, by kryzys szybko Cię opuścił i mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się niebawem ^^. Trzymam kciuki :).

      Usuń